Zamknij

Neuroshima Last Aurora – matrix na śniegu

14:04, 11.07.2022 Aktualizacja: 14:05, 11.07.2022
Skomentuj

Zlomzy.pl otwiera się na nowe horyzonty! Jeśli szukacie ciekawych pomysłów na spędzenie czasu ze swoimi dziećmi, czy przyjaciółmi to mamy coś dla was. Na naszym portalu regularnie będą pojawiały się recenzje gier planszowych. Dzisiaj czas na Neuroshima Last Aurora. Czy warto w to zagrać?

Neuroshima Last Aurora – matrix na śniegu

Gdy Wydawnictwo Portal Games przekazywało nam gry do recenzji, właśnie ten konkretny tytuł chciałem ograć i zrecenzować Wam jak najszybciej. Los sprawił, że skute lodem pustkowia w tym post apokaliptycznym świecie musiały chwilkę poczekać.

Co z tego wynikło ? Wszystko wyjaśni się już za kilka chwil. 

Co to jest ta gra ?

Neuroshima: Last Aurora (w oryginale dla utrudnienia Last Aurora) gra pierwotnie wydana przez Wydawnictwo Pendragon Game Studio srl  z pięknego włoskiego miasteczka Milano. Autorem tej gry jest Mauro Chiabotto w jego portfolio znajdziemy takie perełki jak: Samhain czy King of Coin. Osobą odpowiedzialną zaś za nomen omen świetne grafiki jest Davide Corsi z Vicenzy – miasta Andrea Palladio czy św. Kajetana od Teatynów. Miejmy nadzieje, że rozsławi on swoje miasto nie mniej niż wymienione sławy.

Polską wersję językową wydało wydawnictwo Portal Games z siedzibą w Knurowie dodając do nazwy gry, markę „Neuroshima” – a taki zabieg sobie zastosowali.

Gra jest przeznaczona od 1 do 4 graczy od lat 14 (spokojnie można zagrać z młodszymi fanami planszówek).

Czas rozgrywki to 60-90 minut – z własnego doświadczenia raczej 90 niż 60 oczywiście zależy w ile osób gramy.

Jeśli chodzi o mechaniki to mamy w grze do czynienia z worker placement (rozmieszczaniem robotników), hand management (zarządzaniem ręką) oraz race (wyścig).

Co do klimatu gry to jest to niewątpliwie postapo z elementami survivalu.

Grę rozpoczynamy zdezelowaną ciężarówką z równie piękną przyczepą i dwójką ocalałych (meple), których prowadzimy ku upragnionej wolności (chyba przez Amerykę Północną).

Przez maksymalnie sześć rund rozgrywamy fazy – aż pięć ich autor przewidział.

Faza eksplantacji – moim zdaniem tu się najwięcej dzieje ciekawego. Jak się nam poszczęści, nasi ocaleni znajdą nam nową ciężarówkę, paliwo, karabin, przyczepę, amunicję i inne dobra. Tą fazę trzeba dobrze planować, bo po takich poszukiwaniach nasi „żołnierze” są mocno wyczerpani i będą potrzebować odpoczynku na co możemy stracić całą rundę (a ten najlepiej organizuje się w fazie odpoczynku, nie zalecane na łonie natury). Jest też na to ratunek w postaci pożywienia.

Faza ruchu – po nazwie wiemy już czego się spodziewać. Poruszamy się na wyznaczonej trasie po jednej z dwóch dostępnych plansz (zwiększa to regrywalność, ale tylko nieznacznie). Zasięg naszego ruchu jest uzależniony od ilości paliwa (bez minimum jednego nie ruszymy), zasięgu naszej ciężarówki ewentualnie od zdolności członków naszej załogi (po drodze można ich ilość zwiększyć lub … jak to w życiu – stracić).

Kolejna faza to faza ostrzału – można (a zgodnie z instrukcją nawet trzeba) ją podzielić na trzy podfazy:

Zasadzka – można wpaść na różne złośliwe bandy na tych śnieżnych pustkowiach.

Strzały Konwojów – tu my rządzimy (przynajmniej w założeniu) i atakujemy.

Strzały Wrogów – jeśli wróg w danym regionie nie zostanie pokonany to możemy być pewni jego ataku.

Czasem było tak, że w tej fazie nic się nie działo, a czasem dochodziło do boju na śmierć i życie. Jednak ta część rozgrywki najmniej mi podchodziła – brakowało pewnej płynności. No i czasem chciałoby się mieć większy wpływ na wynik walki.

Faza ostatnia to Koniec Rundy – robimy mały porządek w grze.

Ale co to jest ta „Aurora”

Gra grą ale … Aurora, zasadniczo każde odnalezione przeze mnie znaczenie można przełożyć na tą grę. Wyraz w swym dźwięcznym ujęciu sprowadza na mnie ciepłe odczucia, choć nie powinien. Madmax na śniegu i te klimaty (jeszcze za oknem pada śnieg).

Aurora to rosyjski okręt (nawet krążownik I-szej rangi) symbol rewolucji październikowej. No i to ma sens.

W grze trwa wyścig, którego „nagrodą” jest zaokrętowanie się na statek, noszący nazwę … Aurora – instrukcja nie wspomina czy jest to ten sam zadokowany w Petersburgu. Ja wiem, że tak (nie mogę powiedzieć skąd)

Mam taką sytuację, że na skutek (a o tym później) … świat (przynajmniej w obszarze gry) spowity został wieczną zmarzliną. Ostatnie gromady ludzi dowiedziawszy się, że jeszcze jest nadzieja, że jeszcze mają szanse ruszają w swoich zdezelowanych ciężarówkach, zabrawszy wszystko co im zostało. Pędzą wiec na złamanie karku aby załapać się na statek. Czy im się uda … to już zależy od was.

Ale … Aurora to także, bogini jutrzenki (przynajmniej w tym rzymskim wydaniu) … no i tu się zaczyna najlepsze. Skąd ta zima się wzięła zapytacie … a ja wam odpowiem.

Aurora wraz ze swoją siostrą Luną i bratem Solem urządzili imprezę (Katarzyny albo Andrzeja było …). Podczas tej balangi, uciekły niedźwiedzie polarne. Miśki schowały się właśnie w miejscu gdzie ma akcje ta gra. Żeby nie było kwasu to nasze boginki wraz z boginkiem, żeby zamaskować ślady ale i dać szanse polarniakom sprowadziły na te tereny wieczną zmarzlinę w pogardzie mając mieszkających tam ludzi. W zapomnianych podręcznikach do historii można jeszcze znaleźć trochę materiałów na ten temat.

Wreszcie Aurora to taka norweska piosenkarka pop, elektro pop oraz indiepop i co ciekawe też była na tej imprezie. Ale co irrelewantne dla tej recenzji Aurora to też postać z gry komputerowej Rayman Legends i tu mógłbym się długo rozpisać ale tego nie zrobię bo w grę nie grałem.

Czasem plus czasem minus.

Jeśli chodzi o rozgrywkę to … moje odczucia są raczej pozytywne, klimat wyścigu ku przetrwaniu bardzo wyczuwalny.

Emocje podsycane przez dobierane karty sięgały czasem zenitu. Pragnienie wolności, wyzwolenia i przetrwania – wszystko to powodowało, że czułem się jakbym wracał do miejsca do którego przynależę i ten wyścig ma sens.

Lubię klimaty postapo i czułem czasem przeszywający mróz (szczególnie, że za oknem temperatura na minusie ?).

A te grafiki … kawał świetnej roboty, nie dość że ładne to jeszcze potęgowały wszelkie doznania mrozu i beznadziejności.

Jeśli zaś chodzi o minusy to ta walka psuła klimat … jej losowość (ja nie jestem przeciwnikiem losowości w grach podkreślam nie po raz pierwszy) … nie była, aż tak zła … ale jednak nie podeszła mi do końca – taki to było bardzo toporne i schematyczne.

Do cech ujemnych niewątpliwie zaliczę też ilość kart, już po kilku rozgrywkach znałem wszystkie i nie było tego elementu niepewności i zaskoczenia.

Zdecydowanie gra ta ma problem z regrywalnością (może dodatki to naprawiają). Nie grałem solo – więc się nie wypowiem, ale przegrawszy grę w różnych składach osobowych mi się najlepiej grało we trzy, w cztery też dawało rade ale dość szybko zaczynała mnie nużyć taka rozgrywka. We dwie zaś … trochę było za … luźno

 

 

(Konrad Staniszewski )

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%